× STRONA GŁÓWNA TEAM| WYDARZENIA| KALENDARZ| WYNIKI| GALERIA| GPS| STOWARZYSZENIE O NAS
WYDARZENIE
BIKEMARATON ZDZIESZOWICE (09.05.2015)

W imprezie organizowanej przez Macieja Grabka ostatnio uczestniczyłem dawno temu. Było to w 2010 roku we Wrocławiu. Tego wyścigu nie wspominam najlepiej. Musiałem startować z jednego z dalszych sektorów, na trasie już od początku stworzył się ogromny korek - tylu wulgaryzmów co wtedy w sumie nie słyszałem na wszystkich pozostałych maratonach razem wziętych. Postanowiłem więc szybko nie wracać na imprezy z tego cyklu, wybierając bardziej "kulturalny", konkurencyjny MTB Maraton.

Czasy jednak zmieniły się. MTB Maraton przestał istnieć, zawodnicy pragnący prawdziwych, górskich tras i rywalizacji z całą czołówką nie mieli wyboru - pozostał im jedynie BikeMaraton. Dla naszego zespołu udział w całym cyklu to jednak zbyt duże obciążenie - nie dość, że na większość wyścigów jest bardzo daleko, to jeszcze ciężko byłoby pogodzić starty w trzech ligach jednocześnie. No ale pojedyncza impreza... czemu nie?

THE GOOD, THE BAD AND THE UGLY

Na miejsce udaliśmy się w trójkę - Adam, Janusz i ja. Dojazd był prosty i mało męczący, miejsce startu też trafnie wybrane. Nie mogliśmy liczyć na dobry sektor - co prawda dla Adama udało się "załatwić" sektor numer II, ale ja i Janusz jechaliśmy z ostatniego - VII. Zdarzało mi się wcześniej startować z końca stawki, lecz w Zdzieszowicach czułem się tam naprawdę dziwnie. VII sektor BikeMaratonu to totalna amatorka, gadanie o wczorajszym objedzie, jutrzejszej wizycie u dentysty, porannym przepychaniu ubikacji u sąsiadki. Zastanawiałem się jaką motywację mają "zawodnicy" startujący z końca. Potem przypomniałem sobie, że po pierwsze jest to dobrze rozreklamowana impreza masowa, a po drugie bardzo rzadko zdarza mi się, żeby startować na dystansie GIGA razem z pozostałymi dystansami. Może start końcówki peletonu w epoce "sportów modowych" zawsze tak wygląda. Wtedy to zacząłem żałować, że i dla nas nie spróbowałem załatwić chociaż VI sektora. Co prawda na BikeMaraton pojechaliśmy bez ciśnienia i bez priorytetów, ale demotywacja już na starcie na pewno dobra nie jest.

Zdjęcie: Elżbieta Cirocka

Na szczęście dalej było już tylko lepiej. Początkowe kilometry trasy prowadziły szerokim asfaltem na górę Świętej Anny. Tutaj łatwo i komfortowo można było przebić się przez setki wolniejszych zawodników jadąc swoim tempem i nie przeszkadzając sobie nawzajem. Naprawdę duży plus. Potem zaczął się teren, było wąsko, tworzyły się małe korki, no ale już na w miarę akceptowalnym poziomie, zwłaszcza jadąc dystans GIGA i wiedząc, że na drugiej pętli będzie zupełnie luźno.

Zdjęcie: Kasia Rokosz
SOMEWHERE I BELONG

Trzeba przyznać, że trasa subiektywnie była fajna. Technicznie nie miała żadnych trudności, fizycznie też nie była wymagająca, natomiast dawała jakiś wewnętrzny "fun" wywołujący co jakiś czas banana na twarzy. I to pomimo monotonii towarzyszącej przejeżdżaniu dwa razy tej samej pętli. Januszowi również bardzo się podobała. Adamowi też zapewne przypadła by do gustu... ale na 10km przegrał pojedynek z tylną przerzutką i hakiem. Tak więc pozostało mu jedynie zwiedzić kawałek trasy w opcji "hulajnoga".

Maraton serdecznie polecam. Za rok mam nadzieję przyjechać tu w większej grupie, bo wyścig jest w sam raz na początek sezonu.

Paweł Pabich
Powrót...