Błędów. Tyle razy tam byłem. Tak wiele razy tamtędy przejeżdżałem. Nigdy nie spodziewałem się, że będę jechał kiedyś w wyścigu MTB poprowadzonym przez to miejsce. W dodatku, że będzie to jedna z edycji jakiegoś większego cyklu. No i proszę. Czasem miło można się zaskoczyć. Okolicę Pustyni Błędowskiej powinien znać każdy bardziej ambitny rowerzysta z naszej okolicy. Dla kolarzy-amatorów to częste miejsce do trenowania. Mimo to przed wyścigiem kilka razy objechaliśmy trasę. Jak się okazało pomimo bliskości miejsca i tak poznaliśmy nowe odcinki.
Pierwsze co dało się odczuć w dniu startu to pogoda. Idealna. Ostatnie upały niejednemu dały w kość. Tego dnia jednak, pomimo świecącego cały czas słońca, temperatura do jazdy była idealna, przejrzystość powietrza znakomita, wiatr praktycznie nieodczuwalny. Na trasie mogło być trochę błota, to wszystko. Nawet piachy, o tej porze roku zazwyczaj bardzo kopne, były teraz lekko wilgotne i znacznie łatwiejsze do przejechania. Na wyścig stawiliśmy się w większym składzie. Chcieliśmy wypaść dobrze, w końcu to nasza okolica. Motywacja była jak nigdy. Dodatkowo na imprezie pojawił się również właściciel Sengam Sport, Pan Dariusz Bednarczyk.
Tym razem ustawienie w sektorach odbywało się na podstawie wyniku z poprzedniego maratonu. Dzięki temu Adam, Marek i ja mogliśmy ustawić się na początku stawki. Reszta niewiele dalej. Przed startem wszystko wydawało się poukładane, początek był szeroki i dobrze mi znany.
Start. I tu zaskoczenie. Jest ciasno. Co prawda droga jest szeroka, ale zawodnicy jadą całą jej szerokością nerwowo omijając dziury i kałuże. Wyprzedzanie sprawia trudność i jest bardzo ryzykowne - jeden błąd i już tutaj można zakończyć wyścig. Miejsca w stawce nie straciłem, ale również nic nie zyskałem. Niestety to był błąd - po 3-4km zaczynał się wąski singiel kompletnie bez szans na wyminięcie kogokolwiek. Zostałem przyblokowany przez dwóch innych zawodników, dojechał mnie również Marek. Jechaliśmy teraz wolno w czwórkę, w tempie prowadzącego nas zawodnika - była to cena jaką trzeba było zapłacić nienajszybszy start. Czołówka nam tutaj uciekła, trudno. Po singlu w Laskach zaczynał się asfalt, tam odjechaliśmy we dwójkę. I na tym możnaby zakończyć relację z wyścigu. Jechaliśmy już razem do samego końca. Ja prowadziłem na asfalcie i w lżejszym terenie, Marek na piachach. Czasem tylko wyprzedzaliśmy zawodników, którzy odpadali od czołowej grupy, jednak nie byli oni w stanie zabrać się z nami. Ot historia całego wyścigu, która uczy jednego - od tego jak wystartujesz może zależeć bardzo dużo.
Mimo tego nie ma na co narzekać, bo w sumie zaliczyliśmy dobry występ. Adam zajął 3 miejsce open i drugie w swojej kategorii. Pozostali zawodnicy, poczynając od Janusza, dotarli do mety w przeciągu 8 minut, co świadczy o wyrównanym poziomie w zespole. Jedynie Ania przyjechała na metę trochę później, ale trzeba oddać, że przez większą część wyścigu jechała na zósemkowanym przednim kole. Wszyscy byli zadowoleni, czterech zawodników stanęło na ścisłym podium, także w klasyfikacji drużynowej utrzymaliśmy pierwsze miejsce. Następny maraton - już za miesiąc - w Psarach.