Niemal coroczną tradycją stał się nasz udział na kieleckich targach rowerowych Bike-Expo. Nie inaczej było i tym razem. Na imprezę postanowiliśmy się wybrać w drugim dniu, przeznaczonym dla branży rowerowej. Targi te to jedna z niewielu okazji, podczas której w jednym miejscu można zobaczyć wszystko co związane z rowerami, tudzież coś przymierzyć czy nawet przetestować.
Na kilku halach swoje produkty prezentowało 250 wystawców z kilkunastu krajów. Przed targami nastawiony byłem na zobaczenie wielu nowości. Na miejscu dominowała jednak tania "chińszczyzna", dla której to producenci szukali kolejnego rynku zbytu. Kto z nas słyszał wcześniej o rowerach Optimist? Warto wspomnieć o stoisku z okularami, na którym to można było zobaczyć chińskie podróbki większości popularnych i prestiżowych marek. Przy bliższym obejrzeniu widoczna była jednak ogromna różnica w jakości wykonania jednych i drugich.
Na targach nie widać było już tendencji w promowaniu fatbike'ów. Myślę, że rynek się nasycił, a nowinka nie znalazła aż tak dużej liczby zwolenników/wyznawców. Powszechne były rowery elektryczne, ale bardziej na zasadzie "każda firma musi mieć taki w ofercie". To rozwiązanie w bliżej nieokreślonej przyszłości może stanowić istotną część rynku. Spierałbym się natomiast czy to jeszcze jest rower. Sądzę, że bliżej takiemu sprzętowi do motorowerów, ale wtedy taki produkt ciężko byłoby lokować na rynku stricte rowerowym. Z definicji przecież rower napędzany jest wyłącznie siłą mięśni. Na targach sporo było rowerów typu "gravel", dla mnie jednak jest to zwykła przełajówka, której grupą docelową jest segment użytkowników modowych (czyli "targowisko próżności"). Na rynku będzie tak długo, jak długa będzie trwała moda na niego. Sprzęt taki łatwo jest producentowi włączyć do oferty, bo w przeciwieństwie do elektryków czy fatbikeów nie wymaga wprowadzania nowych rozwiązań produkcyjnych, a bazować można na tym, co wytwarzane jest obecnie.
Podczas imprezy nie zobaczyłem w zasadzie nic takiego, co spowodowałoby chęć wyjęcia paru papierków z portfela. Szukałem dla siebie m.in. kasku, więc starałem się przymierzyć wszystkie, które jakoś wyglądały. Niestety - na moją głowę, pomijając już aspekt estetyczny, niewiele kasków pasuje – nawet w największym rozmiarze. Tutaj zaskoczył mnie włoski SH+, którego jeden z modeli wcześniej posiadałem. W rozmiarze 55-60cm czułem się komfortowo. Tak więc, jeśli nie możesz dopasować skorupki innych firm do swojej głowy, polecam spróbować SH+. Na stoiskach chińskich wystawców można było zobaczyć również kaski-kombajny, które oprócz podstawowej funkcjonalności w postaci ochrony głowy, oferowały również dodatki multimedialne - światło i dźwięk - migacze, tylne światło pozycyjne oraz głośniki z łącznością Bluetooth. Gadżet fajny, natomiast jego zgodność z polskim prawem jest dyskusyjna (o ile przyjąć, że kask jest częścią roweru, ale to już zależy od interpretacji przepisów). Jako producent kasków pokusiłbym się o próbę wprowadzenia innego rozwiązania – kasku z systemem łączności bliskiego zasięgu.
Na targach można było obejrzeć czarno-złoty, w mojej ocenie zjawiskowo brzydki, rower Vicenzo Nibalego. Oprócz tego Merida, podobnie jak w zeszłym roku, umożliwiła testowanie swoich rowerów na torze znajdującym się na jednej z hal. To jedna z najlepszych rzeczy na targach - możliwość przejechania się na sprzęcie całkiem innym od tego, który używamy na co dzień, a do tego z najwyższej półki. Dziwię się, że tak mało firm korzysta z tej formy promocji produktów.
Zaskoczeniem nie będzie jeśli napiszę, że najpopularniejszym stoiskiem na targach było to należące do Kross'a, na którym gościnnie pojawiali się zawodnicy Kross Racing Team. Możliwość obcowania z mistrzynią świata Jolandą Neff, czy najlepszą polską zawodniczką Mają Włoszczowską, dodawała całej imprezie trochę magii. Oczywiście nie zapominamy o Bartku Wawaku i Fabianie Gigerze. Na stoisku Uvexa była nawet fotobudka, która umożliwiała zrobienie sobie zdjęcia z Jolandą i Mają. Pamiątka do końca życia (tak tak, nawet ja się skusiłem).
Tyle krótkiej relacji. Z imprezy trzeba było dotrzeć do domu o rozsądnej godzinie, następnego dnia niektórzy z nas musieli wrócić na miejsce na organizowany przy okazji targów Bikemaraton. Ciężka, błotnista trasa przez podkieleckie pagórki i chyba wszystkie lokalne dziury... Ale to już historia na zupełnie inną opowieść.