W ostatni weekend czerwca postanowiliśmy wziąć udział w dwóch imprezach. Jako rozgrzewka - 24. Wyścig Rowerów Górskich Jaworzno. W niedzielę natomiast Bike Atelier MTB Maraton w Żarkach.
W jaworznickiej imprezie bierzemy udział czwarty raz z rzędu. Z wszystkich wyścigów, w jakich startujemy, ten jest chyba najprostszy, zwłaszcza po ubiegłorocznej zmianie trasy. Jesteśmy tam z dwóch powodów - jest blisko, a wyścig sam w sobie jest bardzo sympatyczny. Nagrody też są sympatyczne - o ile ktoś jest na tyle mocny, żeby pokonać liczną konkurencję. Tym razem trafiła się pogoda typu "taka sobie". Nad trasą wcześniej przeszedł deszcz i powstały liczne kałuże. Co prawda 10km, bo taka jest jej długość, to niedużo, jednak już po pierwszym kilometrze można było się ubrudzić tak, jak nieraz na całym mokrym maratonie.
Na wyścig stawiliśmy się w czteroosobowym składzie - Ania, Magda, Adam i ja. Na miejsce przyjechali nam pokibicować dodatkowo Beata i Marek. Na początku było trochę problemów technicznych, na szczęście wszystko było pod kontrolą. Wyścig ten rozgrywany jest w formie czasówki bez ustalonej wcześniej kolejności startów, w związku z czym nie ma konkretniej godziny startu dla danego zawodnika. W przypadku problemów można wystartować później. Faworyci jednak przystępują do rywalizacji zwyczajowo na początku. Tak więc dziewczyny i Adam ruszyli do walki w miarę szybko, ja postanowiłem porobić troszkę zdjęć.
I prawie bym się na tym przejechał... Zebrałem się za przygotowanie zdecydowanie za późno. Rozgrzewkę co prawda zrobiłem, ale nie była ona poprawna pod względem wyścigu, jaki mnie czekał. Spośród 300 uczestników imprezy na trasę wyruszyłem jako ostatni. Ponieważ na końcu startowali praktycznie sami amatorzy, to wyprzedzania było co niemiara. A amatorzy zwykle jadą całą szerokością drogi, nie zwracając uwagi na to, kto jedzie za nimi. No cóż, sam sobie zgotowałem ten los. 28 miejsce Open jednak nie jest najgorsze. O 20 miejsc lepiej pojechał Adam, co dało mu drugie miejsce w swojej kategorii. Dziewczyny zajęły natomiast w swojej kategorii 3 i 4 miejsce - Ania wyprzedziła Magdę raptem o dwie sekundy. Imprezę można więc zaliczyć jak najbardziej na plus.
W sobotę było łatwo, miło i przyjemnie. W niedzielę czekało nas poważniejsze ściganie. Na szczęście pogoda była łaskawa, a sam dojazd do pobliskich Żarek szybki i bezproblemowy. Do wyścigu stanęło 10 zawodników naszego teamu - jechaliśmy praktycznie w najmocniejszym składzie. Trasa była nam znana zarówno z wcześniejszego objazdu, wyścigów i treningów. Względem ubiegłorocznej edycji główną zmianą było to, że została puszczona w przeciwnym kierunku. Decyzja ta chyba nie do końca była przemyślana - piaszczyste zjazdy zamieniły się w podjazdy. Jakby piachu z zeszłych lat było mało – dołożono nowe jego sekcje, głównie na początku.
Wyścig od początku miał wysokie tempo, na pewno dla pierwszego sektora wyższe, niż w ubiegłym roku. Panował lekki tłok - w końcu jednocześnie rusza dystans Hobby i Pro. W Żarkach jednak rozdzielenie dystansów następowało już po 5km. Od razu lepiej się jechało. Dalsze kilometry były szybkie i łatwe, gdzieniegdzie występowały jedynie dłuższe podjazdy. Nie ma się co na ten temat rozpisywać. Musze jednak dodać, że na tej trasie jechało mi się dobrze, jak zawsze. Lubię ją. Jest tam co prawda sporo piachów, ale też sporo odcinków, na których można rozwijać duże prędkości. Takie trasy mi pasują i dobrze się na nich bawię. Tym razem trafiło się też fajne towarzystwo do pościgania - Aleksander, Bartosz, Andrzej, inni - dziękuję.
Dziękuję też zawodnikom, bo pojechali dobrze zarówno na tym maratonie, jak i w całej pierwszej części sezonu. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem, nie ma kontuzji, są sukcesy, jest zabawa. Oby tak dalej.