W tym roku postanowiłem, że przynajmniej raz w miesiącu będziemy chcieli wziąć udział w jakichś zawodach szosowych. W sierpniu wybór padł na Karpacki Wyścig Kurierów dla Amatorów. Wcześniej braliśmy udział m.in. w ŻTC SuperPrestige Biała Rawska czy Tour de Powiśle Dąbrowskie. Były to dość płaskie wyścigi, taki też miał być ten.
Trzeba przyznać, że w naszej okolicy wybór wyścigów szosowych jest niewielki. Stąd też 200km dojazd do miejsca rozgrywania zawodów, czyli Baranowa Sandomierskiego, nie był niczym niezwykłym. Lubię ten kierunek podróży - z Zawiercia do Sandomierza trasa prowadzi niezbyt ruchliwymi drogami, które są w dobrym stanie technicznym. Dlatego długi dojazd i powrót - nie były wcale takie męczące.
Na wyścigu zjawiło się około 100 kolarzy, w tym trzech z naszego klubu. Przedstartowy profil trasy na stronie organizatora wyglądał dość ciekawie i zachęcająco - był mocno pofałdowany. Znając jednak okolice wiedzieliśmy, że ten profil jest błędny - naprawdę chciałbym znać historię jego powstania. W zasadzie to jedyny minus dla organizatora. Ktokolwiek kto był w okolicy - w taki profil trasy by nie uwierzył. Trasa była płaska jak stół - trzy pętle po 25km, na każdej maksymalnie 20m przewyższenia. Jednak już na starcie organizator uprzedzał, że trudnością będą zakręty - ostre i to w dużej ilości. Start honorowy odbył się w samo południe spod okazałego zamku w Baranowie Sandomierskim. Start ostry nastąpił 600m dalej z rynku.
Od startu poszło dość wysokie tempo, ale chyba nikt nie spodziewał się innego rozwiązania. Trzeba było jak najszybciej zredukować peleton, bo ciasne zakręty i wąskie drogi dla takiej dużej grupy amatorów stanowiły niebezpieczne połączenie. Trzymałem się końcówki peletonu - i było naprawdę ciasno. Jednak koniec stawki to dla mnie najbezpieczniejsze miejsce. Oczywiście trzeba mieć jeszcze siłę gonić po każdym zakręcie i kasować ewentualne rozerwania w peletonie. Kilka razy chciałem przebić się na przód i pomóc Kubie, który jechał cały czas w czołówce, jednak przebijanie było zbyt ryzykowne.
Losy wyścigu rozstrzygnęły się już na pierwszym okrążeniu. Czterem lokalnym i dobrze znającym trasę kolarzom udało się odjechać. Jadąc równym tempem dojechali do mety z niespełna minutową przewagą. Z peletonu co rusz pojawiały się próby kasowania odjazdu, często inicjowane przez Kubę, jednak brak większej współpracy większej grupy powodował, że spełzały one na niczym.
Jak na nasze standardy był to krótki wyścig, bo raptem na godzinę i 45 minut. Tempo było wysokie, dojeżdżając w peletonie zanotowałem średnią 42,6km/h. Pogoda była idealna, organizacja też bardzo dobra, tak więc sam wyścig uważam za udany. Gratulację należą się Kubie, który wygrał swoją kategorię wiekową, i Saszce, który pierwszy raz brał udział w wyścigu szosowym.