Jakiś czas temu Markowi przyszedł do głowy pomysł wycieczki, której trasa miałaby przebiegać wzdłuż trzech rzek – Białej Nidy, Nidy i Mierzawy, stąd nazwa 'Trzy Rzeki'. Pomysł mi się spodobał, bo w okolicy było kilka wartych odwiedzenia miejsc. Po obejrzeniu mapy powstała wstępna koncepcja - żeby przejechać wszystko, co chcieliśmy, asfaltowo-terenowa trasa musiałaby mieć ponad 180km. Jako miejsce początku i końca przyjęliśmy Szczekociny - tereny między Zawierciem i Szczekocinami są nam dość dobrze znane i nic nowego do wycieczki by nie wniosły. Chęć udziału w wycieczce wyraziły trzy osoby - ja, Marek i Krzysiek. Pogoda sprzyjała i udało się dość szybko znaleźć wolny termin na jej realizację.
Tak jak napisałem wcześniej wycieczkę rozpoczęliśmy na parkingu pod Biedronką w Szczekocinach. Kierowaliśmy się na północny wschód, gdzie w pobliżu Moskorzewa Biała Nida ma swoje źródła. Według mapy pierwszy raz powinniśmy ją zobaczyć gdzieś w okolicach drogi asfaltowej w lesie na wschód od Mękarzowa, jednak nie udało nam się go znaleźć - prawdopodobnie przez niski poziom wody. Jednak w położonym 4km dalej Dzierzgowie rzeka była już bardzo wyraźna i wielkością porównywalna do Warty w Zawierciu:
Początkowe kilometry trasy to głównie odcinki asfaltowe, praktycznie płaskie i biegnące przez lasy oraz okoliczne wsie. Odcinków nad samą Białą Nidą praktycznie nie było. Następnym ciekawym miejscem był dopiero świeżo wyasfaltowany odcinek w Popowicach, gdzie przez krótki odcinek rzeka biegnie przy samej drodze:
W pobliskim Mniszku odwiedziliśmy młyn wodny, który połączony jest obecnie ze współczesnym budynkiem mieszkalnym:
W Karsznicach teren zaczyna być pofałdowany - jedziemy stromym podjazdem terenowy, na szczycie którego rozciąga się piękna panorama południowej części Gór Świętokrzyskich z odznaczającym się jednym wzniesieniem - Górą Bocheńską, zwaną także Czubatką:
Kierujemy się w stronę samego Bocheńca, po drodze jednak w Nowej Wsi natykamy się jeszcze na jeden ciekawy obiekt - cmentarz wojenny z okresu 1914-1915, położony u podnóża okazałego dębu szypułkowego:
Bocheniec sam w sobie wydawał się ciekawym miejscem - widać tu było duży ruch turystyczny. Zdjęć tutaj nie robiliśmy, trzeba by kiedyś zrobić wycieczkę właśnie w tej okolicy. Na wschód od Bocheńca jedziemy krótko szeroką drogą rowerową, z której odbijamy w teren położony nad Białą Nidą. Chwilę jedziemy nad samą rzeką, docierając do jednego z miejsc postojowych spływów kajakowych:
Docieramy do Zalewu Bolmin, a zaraz dalej do bardzo ciekawego miejsca - przeprawy przez rzekę Hutkę. Na początku wydawało nam się, że suchą stopą nie przedostaniemy się na drugi brzeg, jednak po sprawdzeniu pobliskich krzaków okazało się, że nad rzeką istnieje sieć kładek i pomostów umożliwiające przejście na drugą stronę:
Od tego miejsca zaczynamy kierować się już bardziej na południe. Omijamy blisko położone Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni, jest ono w takim miejscu, że łatwiej jest tam dojechać samochodem. W Żernikach ostatni raz widzimy Białą Nidę - przy przystani kajakowej jest tutaj dość toporna, ale funkcjonalna stalowa kładka - kawałek dalej Biała Nida łączy się z Czarną Nidą tworząc Nidę:
W Brzegach przejeżdżamy na drugą stronę trasy S7, a następnie kawałek jedziemy szeroką drogą techniczną - ruchu tutaj nie ma, pewnie dlatego, że sama drogą kończy się odcinkiem szutrowym:
W Brzeźnie, obok wiaduktu kolejowego, pierwszy raz widzimy Nidę. Uwagę zwraca od razu bardzo duży ruch kajakowy.
Trasa aż do zamku w Sobkowie prowadzi wałami nad Nidą i rowerem jedzie się tam dość spokojnie, w przeciwieństwie do tłoku panującego na rzece. Sam zamek widzieliśmy już kilka razy z drugiej strony. Poza tym słowo 'zamek' dla mieszkańców Jury kojarzy się z czymś okazalszym, że nie wspomnę o położonym blisko Sobkowa zamku w Chęcinach. Jednak nie ma co porównywać zamków królewskich do zamku rycerskiego. Jaki ruch panował na rzece widać na zdjęciu spod samego zamku:
Kładki na Nidzie na drugą stronę blisko nie było, więc musieliśmy jechać do pobliskiej wsi - Mokrska Górnego, po drodze mijając następny zamek. Ten jednak jest typową ruiną, ogrodzoną płotem i grożącą zawaleniem - bez możliwości wstępu:
W Sobkowie, oprócz zamku, odwiedzamy również sklep. Przed nami dość trudny terenowy odcinek techniczny położony nad Nidą. Trudnością są tutaj wszechobecne piachy. Odcinek ten stanowił część maratonu MTBCross Sobków w 2014 roku i nie jest oznaczony jako ścieżka na żadnych mapach. A szkoda, bo można tam spotkać ciekawe miejsca, jak choćby to ze zdjęć poniżej:
Kilka kilometrów dalej, w miejscowości Rębów, Nida wygląda już bardzo okazale:
Do następnej miejscowości, czyli Motkowic, jedzie się przyjemnym odcinkiem terenowym w pobliży rzeki. Za Motkowicami w miejscowości Stawy wjeżdżamy w teren - i tutaj pewien zonk, bo ścieżka praktycznie się kończy. Jednak upartość popłaca, bo po krótkim poszukiwaniu udaje się znaleźć jaką-taką drogę wzdłuż wału przy Nidzie. Na początku jest ona kiepskiej jakości, ale czym dalej, tym lepiej, aż do typowej strade bianche, jak na poniższym zdjęciu:
Odcinek ten był o tyle fajny, że na drugim brzegu wyraźnie widać było Góry Pińczowskie. W Sobowicach dotarliśmy do mostu, którym przejechaliśmy na drugi brzeg i nowym asfaltem pomknęliśmy w stronę Pińczowa. Stamtąd zdjęć nie mamy, dla mnie jest to ciekawe i trochę sentymentalne miasto, nadające się na osobną wycieczkę.
W Pińczowie zmieniliśmy kierunek naszej trasy na zachodni - ni mniej, ni więcej oznaczało to kierowanie się już w stronę miejsca, gdzie zostawiliśmy samochody. Nasza trasa biegła jeszcze kawałek wzdłuż Nidy - odcinkiem znanym z maratonów MTBCross Maraton Pińczów. Powiedziałbym, że ścieżki tutaj wyrównano, kiedyś jechało się znacznie gorzej. Tuż za miastem do Nidy wpada Mierzawa – wzdłuż tej drugiej rzeki zamierzamy wracać.
Mierzawa w porównaniu do poprzednich rzek prezentuje się dość skromnie. Czasami trasa prowadzi blisko niej, jednak samą rzekę ledwo widać. Jednym z ciekawszych miejsc była kładka w Pawłowicach, gdzie postanowiliśmy się ochłodzić:
Tuż za Pawłowicacmi na naszej trasie był Sędziszów, największe miasteczko w okolicy. Staraliśmy się je ominąć bokiem, jednak spontanicznie postanowiliśmy wpaść nad znajdujący się tam kompleks sportowo-wypoczynkowy z całkiem niezłą infrastrukturą - przyznam, że w Zawierciu brakuje takiego miejsca:
Za Sędziszowem zaczęliśmy oddalać się od Mierzawy kierując się już w stronę Szczekocin. Wycieczkę postanowiliśmy zakończyć przejeżdżając przez przylegający do tego miasta kompleks stawów. Co ciekawe - przez te stawy przechodzi granica województw, i część jest w województwie śląskim, a część w świętokrzyskim. Miejsce to jest całkiem przyjemne na rodzinną wycieczkę:
Cała wycieczka zajęła nam ponad 11 godzin, w tym samej jazdy - niecałe 9. Pokonaliśmy w sumie 195km. Myślę, że było warto.